W samotności dnia
Odnajduję siebie
w samotności dnia,
w woalach błękitów ukojenie,
w postrzępionych szczelinach
uwolnione sekrety oczekują
spełnienia.
Nie mam twarzy Wenus,
umysłu Minerwy
ani wdzięku Terpsychory,
bezpieczną ciszą zamalowuję
rozhisteryzowany horyzont.
Odziana w skórę nosorożca,
kroczę przed siebie
potykając o rzucane kłody.
Wielu znudzonych nie wie
co zrobić z czasem,
czas nie ma z nimi
tego problemu.
Z rozchwianej balustrady
odpadła ostatnia poręcz
łączący tu i teraz.
Nie zapłaczę po niej,
od początku
marne było oparcie
Nie zatrzymam
wątłych wspomnień,
pozostawię sześć liter
tworzących jedność,
są moje -
resztę...
już zapomniałam.
czarnulka1953
03. 05. 2016
|